Jesień w Tatrach Zachodnich

1mod
Tuż za schroniskiem na Polanie Chochołowskiej. Przedsmak jesiennego festiwalu kolorów w Tatrach Zachodnich.

 

W filmie Everest jest scena, w której główni bohaterowie drapią się z mozołem po schodach w małej nepalskiej wiosce. W tym momencie wyprzedzają ich roześmiane dzieci. Grany przez Josha Brolina Beck Weathers przystaje i z westchnieniem stwierdza: cholerne bachory! Każdy, kto chociaż trochę wędrował po górach, w lot zrozumie komiczność tej sytuacji. Tatry, to nie Himalaje, lecz kiedy na zielonym szlaku w kierunku Wołowca zostałem wyprzedzony przez kilku rozentuzjazmowanych chłopców, to przed oczami stanęła mi właśnie owa scena. Śmiejąc się w duchu pomyślałem: cholerne bachory! Absolutnie nie było w tej chwili w moich myślach żadnej złośliwości, czy też zawiści, gdyż to, co mnie wówczas poruszyło, to fantastyczna beztroska i piękno dzieciństwa. Tego dnia w ogóle było w Tatrach pięknie. W górskim powietrzu unosiła się nutka, akcent, czy też może jakieś przeczucie tego, że będzie to ostatni, tak ciepły i pogodny weekend tegorocznej jesieni. Na pomysł tej nieco zwariowanej wycieczki wpadła poznana przeze mnie w Iranie Anka. Zwariowanej nie ze względu na konieczność pokonywania jakichś nieprzeciętnych górskich trudności, lecz z uwagi na tempo podróży. Szczególnie z mojej perspektywy. Z Myśliborza wyruszyłem do Szczecina przed godziną 10 w piątek, po czym w Szczecinie wsiadłem do pociągu o 13 i tuż po 18 byłem w Warszawie. O 23.30 wyjechaliśmy z Anką do Zakopanego, gdzie znaleźliśmy się w sobotę przed 7 rano. Busem dojechaliśmy do Siwej Polany, skąd już na piechotę dotarliśmy do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Ze schroniska udaliśmy się zielonym szlakiem na Wołowiec, po czym zeszliśmy do Doliny Łatana, a następnie wdrapaliśmy się na Grzesia. Do Siwej wróciliśmy tuż przed odjazdem ostatniego z busów do Zakopanego. W Myśliborzu wylądowałem o 20 w niedzielę. Uff! Dobre tempo. Takie, jak lubię. Zakwasy miałem przez następnych klika dni, co również lubię 😉

Trasa od Polany Chochołowskiej, zielonym szlakiem na Wołowiec i z powrotem przez Dolinę Łatana i Grzesia idealnie nadaje się na niezbyt forsowny górski spacer. Oczywiście nie w taki sposób, w jaki zrobiliśmy to z Anką. Gdybym był normalny, a raczej jest z tym u mnie problem, to zanocowałbym w schronisku na Polanie Chochołowskiej i wyszedł z samego rana na szlak. Po powrocie również zaliczyłbym nocleg w tym schronisku. Widoki fantastyczne, a niewątpliwą zachętę stanowi perspektywa zobaczenia kozic na zboczach Wołowca. Spacer można urozmaicić wizytą w Tetliakovej Chacie, gdzie atrakcję stanowi już tradycyjna w tym miejscu degustacja słowackiej Kofoli.

2mod
Poranek u wejścia do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Część wędrujących dociera na miejsce idąc od Siwej Polany, niektórzy zaś nocowali w schronisku i już opuszczają je wyruszając na szlaki.
3mod
Chwila refleksji oraz rozkoszowanie się jesiennym słońcem przed wyjściem w góry.
6mod
Zielonym szlakiem w kierunku Wołowca. Tutaj widok w kierunku Polany Chochołowskiej. Trasa jest nieco bardziej męcząca od tej przez Grzesia, ale za to widoki są rozleglejsze, a samo podejście atrakcyjniejsze.
7mod
Moja stareńka idiotenkamerka niekiedy przesadza z nasyceniem barw, ale tym razem tylko trochę. Przenikające przez delikatną warstwę obłoków promienie słoneczne dawały ciepłe oświetlenie, eksponując w ten sposób niezwykłą grę kolorów na zboczach.
8mod
Jak dobrze się przyjrzycie, to w środku kadru widać kozicę. No cóż, mój aparacik niezbyt dobrze radzi sobie z odległością. Niemniej jednak warto wiedzieć, że zbocza Wołowca są jednym z ulubionych stanowisk tych zwierząt w Tatrach Zachodnich, a tym samym istnieje naprawdę duża szansa na spotkanie owych wyjątkowych stworzeń i podziwianie ich zachowań na wolności.
9mod
Rohacka Dolina. Widok w kierunku Tetliakovej Chaty i stawu o nazwie Czarna Młaka (Tetliakove Pleso).
10mod
Szczyt Wołowca. W tle Rohacze, które mieliśmy w planach na ten dzień. Niestety, czasowo okazało się to nieosiągalne, a poza tym niezbyt zachęcająco wyglądała kolejka, która ustawiła się tam przy łańcuchach. Raczej średnio przyjemne byłoby utknięcie na tym bardzo wymagającym odcinku tatrzańskich wędrówek.
11mod
Anka Warszawianka. Ja mam na koncie jeden pięciotysięcznik. Anka ma ich natomiast… pięć. Rozrzuconych po całym świecie. Wejście na Wołowiec to dla niej spacerek, a i okazja ku temu, aby robiąc kilkadziesiąt pompek na szczycie, sprawdzić własną kondycję 🙂
12mod
Godziny szczytu pomiędzy Wołowcem i Rakoniem. W tym miejscu szlak jest łatwiejszy od tego, który prowadzi na szczyt karkonoskiej Śnieżki. Idąc od Rakonia, na Wołowiec można wejść w adidasach, nawet zimą. Oczywiście trzeba uważać na dosyć strome zbocza po obu stronach ścieżki.
13mod
Od prawej: Rohacz Płaczliwy, Rohacz Ostry, Wołowiec, Rakoń i… mój but numer 47 😉
14mod
Bajecznie kolorowa roślinność na ścieżce do słowackiej Doliny Łatana.
15mod
Jarzębina. Podczas tej wycieczki została moją absolutną faworytką pod względem urody i fotogeniczności.