– Co myślicie o Lechu Kaczyńskim? Jakim był prezydentem? – słysząc takie pytanie, wypowiedziane w języku rosyjskim, z wrażenia przestałem memłać w ustach kawałek zamarzniętego na kość czekoladowego batonika. Gdyby ktoś je zadał w innych okolicznościach i posługując się polskim, nie byłoby ono aż tak zaskakujące, chociaż niewątpliwie wymagające przemyślenia. No dobrze, nawet po rosyjsku, ale nie na wysokości niemalże pięciu kilometrów, tuż pod kopułą szczytową jednego z najbardziej charakterystycznych, gruzińskich wierzchołków.

Region Kaukazu, stanowi pod względem narodowościowym niezbyt odległą analogię „kotła bałkańskiego”, w którego burzliwej historii nie jestem w stanie połapać się „kto z kim?”, „kto przeciwko komu?” i „za ile?”. Jak to w naturze bywa, większy zjadał tam mniejszego, po czym ten większy prędzej, czy też później, schodził z areny dziejów, zastępowany przez jeszcze większego. Osetyńcom przypadła rola „mniejszych”, których w XIII wieku najechali Mongołowie. Jako bliżsi kulturowo Gruzinom, zaczęli oni szukać wśród nich sprzymierzeńców w walce z najeźdźcą. Jednak zbliżenie z nimi, zamiast uwolnienia się od widma mongolskiego, skutkowało wchłonięciem Osetyńców przez państwo gruzińskie, chociaż relację tą nazywano „sojuszem”. Z czasem, Gruzja straciła na znaczeniu w tym regionie, stając się pionkiem w rozgrywkach toczonych pomiędzy Turcją, Persją i Rosją. Zwycięsko z tych zmagań wyszła carska Rosja, zajmując na początku XIX wieku Gruzję, a przy okazji, również zależną od tego państwa Osetię. Od tego momentu, nie rezygnując z myśli o niepodległości, Osetyńcy zaczęli odczuwać większe ciągoty do władz na Kremlu, niż tych bliższych, w Tibilisi, na ten moment i tak znajdujących się pod moskiewskim butem. Ciągoty te nie ustały nawet po upadku Związku Radzieckiego.

W 1989 roku, władze Południowoosetyjskiego Obwodu Autonomicznego wchodzącego w skład Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, proklamowały połączenie z Osetią Północną wchodzącą w skład ówczesnej Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Nie spodobało się to Gruzinom, gdyż w ten sposób tracili oni władzę nad strategicznie położonym regionem Wielkiego Kaukazu, przez który wiodą istotne arterie komunikacyjne na trasie północ – południe tych gór. Poza tym, o Osetii Południowej mówi się, iż jest ona bogata w niewykorzystane dotychczas zasoby naturalne, w tym złoża cynku, ołowiu i boru. Wobec sprzeciwu Gruzinów, szukając innego rozwiązania dla tak niejasnej sytuacji politycznej swojego narodu, południowi Osetyńcy ogłosili niepodległość, tworząc Republikę Osetii Południowej. Deklaracja ta stała się przyczyną pierwszego konfliktu zbrojnego pomiędzy wspieranymi przez Rosjan Osetyńcami, a Gruzinami. Obecnie konflikt ten jest nazywany wojną w Osetii Południowej 1991-1992. Jej zakończenie przyniosło względny spokój, lecz w żadnej mierze nie wyjaśniło statusu politycznego Osetii Południowej. Ta niepewność doprowadziła do kolejnej wojny, która wybuchła w sierpniu 2008 roku. Prowokowani przez atakujących ich Osetyńców, Gruzini postanowili zaprowadzić swój ład siłą. Niestety, w tym momencie zderzyli się z dbającymi o własne interesy w tym rejonie Rosjanami. Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie i miały dla Gruzinów opłakany skutek. Już po kilku dniach od wybuchu konfliktu, rosyjskie czołgi usadowiły się na przedpolach Tbilisi. I właśnie w tym dramatycznym dla Gruzji momencie, na scenie wydarzeń pojawił się nie kto inny, tylko Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – Lech Kaczyński.

Wszyscy znają przysłowie: prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a jego znaczenie, Gruzini odczuli na własnej skórze w sierpniu 2008 roku. Okazało się wówczas, iż mając w perspektywie zajęcie stolicy przez Rosjan, społeczność międzynarodowa pozostawiła ich „na lodzie”. Owszem, były gadki w rodzaju: „zły Rusek! Zostaw Gruzinów!”, albo „niedobry Rusek, uważaj, bo pogrozimy ci palcem!”, lecz na tym kończyło się wspieranie władz w Tbilisi. W oczach Gruzinów, przełom nastąpił 12 sierpnia 2008 roku, kiedy to w Tbilisi zjawiła się misja dyplomatyczna złożona z przywódców Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy, na czele której stał Lech Kaczyński. Dosadna w swej treści przemowa Kaczyńskiego na dziedzińcu gruzińskiego parlamentu, poruszyła serca Gruzinów, lecz przede wszystkim, zmusiła społeczność międzynarodową do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków wobec poczynań Rosjan. Ostatecznie, wycofali oni swoje wojska, jednak status międzynarodowy Osetii Południowej, pozostał niewyjaśniony do dzisiaj.

Przez lata umniejszano rolę Lecha Kaczyńskiego w przyczynieniu się do zakończenia tego konfliktu, w czym szczególnie przodują sami Polacy, jednak deprecjonowanie czynu polskiego Prezydenta, nie ma żadnego znaczenia w naszych kontaktach z Gruzinami. Dla nich, zachowanie się Lecha Kaczyńskiego stanowiło prawdziwy akt heroizmu i dowód wielkiej przyjaźni. Po śmierci, polski Prezydent został formalnie uznany za bohatera narodowego Gruzji, poprzez przyznanie najwyższego odznaczenia państwowego i tytułu – Narodowego Bohatera Gruzji.
– Waszego prezydenta zabili Rosjanie. W Smoleńsku nie było wypadku, to był zamach. – Irakli powiedział to z przekonaniem i powagą, spoglądając na nas badawczo, po czym zaciągnął się dymem z długiego, amerykańskiego Parlimenta. Przed oczami pojawiła mi się twarz Antoniego. Jak wielu tutejszych przewodników, Irakli był emerytowanym oficerem gruzińskiego SPECNAZ – u. Nim zakończył służbę w randze podpułkownika, brał udział w sierpniowych walkach z Rosjanami, które miały miejsce w 2008 roku. Ciekawostką mojej wycieczki na Kazbek, była narodowość dwojga naszych przewodników. Irakli, doświadczony gruziński żołnierz i Natasza, młoda… Rosjanka. O ile nasze relacje z Nataszą, ostrożnie można określić, jako „średnie”, to ze strony Irakliego, wyczuwało się wobec nas ogromną życzliwość i opiekuńczość. – Co myślicie o Lechu Kaczyńskim? Jakim był prezydentem? – spytał Irakli – Dla mnie, wasz prezydent był bohaterem – dodał po chwili. Nie przypominam sobie, aby któreś z nas udzieliło na to pytanie sensownej odpowiedzi. Irakli wstał ze zmrożonego, sierpniowego śniegu, samego środka gruzińskiego lata i kazał nam się ponownie spiąć. Przełknąłem wreszcie nieszczęsny kawałek czekoladowego batonika i spojrzałem w kierunku szczytu. Do celu nie było już daleko, lecz ja czułem się jakoś tak nieswojo. Przypominało mi się powszechne drwienie z Lecha Kaczyńskiego, jakie uprawiano w Polsce za jego życia, jak i po śmierci. Wypowiedzi w rodzaju – Kaczyński? Ten kurdupel? Zimny Lech… To nie mój prezydent… Uzasadniając decyzję o pośmiertnym nadaniu Lechowi Kaczyńskiemu odznaczenia i tytułu Narodowego Bohatera Gruzji, biuro prasowe gruzińskiego prezydenta oświadczyło: Kaczyński był wielkim i wiernym przyjacielem Gruzji. Gruzja nigdy nie zapomni jego poświęcenia i heroizmu…
You must be logged in to post a comment.