Rowerem po Szczecinie

Serdecznie witamy w Szczecinie! Miejscowi „policjanci” zaopiekują się wami 🙂

Minęło już pięć lat, odkąd oglądałem Szczecin z perspektywy rowerowego siodełka i odczucia z tym związane, zdążyły mocno wyblaknąć nie tyle ze względu na upływ czasu, co z powodu mojej nowej jednośladowej miłości, wywołanej doświadczeniami z jazdy ulicami Berlina. Dlatego otrzymawszy od mojej Sis propozycję spędzenia dwóch wakacyjnych tygodni w Krainie Paprykarzu, gdzie pod nieobecność wczasującej się familii miałbym opiekować się pupilkami rodziny – dwoma, wielkimi jak borsuki w kwiecie wieku kotami i równie dorodnym królikiem, z całkiem sporym entuzjazmem przyjąłem tą ofertę. Z pewnością po części dlatego, że z owym miastem wiążę zgoła przyjemne wspomnienia, nie tylko w temacie rowerowych eskapad. Ciekawiło mnie również to, jak obecny Szczecin wypadnie na tle rowerowego molocha, jakim jest stolica Niemiec. Czy mamy się czego wstydzić? A może wręcz przeciwnie?

„Policjantów” umiejscowiono na jednym z filarów Trasy Zamkowej i można ich zobaczyć jadąc od strony Stoczni przechodzącą w Nabrzeże Wieleckie ulicą Jana z Kolna. Oczywiście, na pieszo również można dotrzeć do tego muralu. Najprędzej, przecinając jezdnię przejściem z nadodrzańskiego bulwaru. Przez lata filary Trasy stanowiły miejsce spontanicznego powstawania murali, jednak z końcem 2020 roku postanowiono „zinstytucjonalizować” ową twórczość. Pod egidą Miasta powstała komisja mająca wybierać miejsca i artystów, którym będzie wolno tutaj eksponować swoją twórczość. Wszystkie malowidła wykonane bez takiej zgody będą natychmiast zamalowywane. Osobiście, mam co do tego mieszane uczucia, bowiem street art kojarzy mi się przede wszystkim z daleko idącą swobodą, sprzyjającą uzewnętrznianiu wizji artystów. Może tej swobody zabraknąć w sytuacji, w której decydenci zaczną wskazywać swoich „wybrańców” i (o zgrozo!) dyktować tematykę umieszczanych tutaj obrazów.

Rozpoczynając rowerowe porównanie tych miast, warto napomknąć o pewnej ciekawostce. Otóż pod względem liczby mieszkańców, Szczecin jest niemalże dziesięciokrotnie mniej ludny od Berlina, lecz biorąc pod uwagę zajmowaną przez miasta powierzchnię, różnica ta, to tylko trzykrotność na korzyść Berlina. Tak więc nadodrzańska miejscowość daje rowerzystom spore pole do popisu i jak się okazuje, naprawdę dobrą infrastrukturę, umożliwiającą całkiem przyjemne podróże tym środkiem transportu.

Brama Portowa w centrum miasta. W czasach moich poprzednich wycieczek rowerowych, miejsce z rodzaju: wjeżdżaj i giń. Przynajmniej takie odnosiłem wrażenie, gdy jadąc rowerem miałem pokonać tutejsze skrzyżowanie. Pięć lat temu rowerzyści byli zmuszeni poruszać się wraz z autami i chociaż organizacja ruchu nie należy tutaj do skomplikowanej, to spore wrażenie robił natłok pojazdów. Wówczas nie poleciłbym tego miejsca na rowerową przejażdżkę. Chyba, że reflektujący należałby do tych, co to lubią ekstremalne doznania. Obecnie skrzyżowanie to jest przykładem jednego z nowoczesnych i funkcjonalnych rozwiązań kwestii ruchu rowerowego, które nie tak dawno zrealizowało Miasto Szczecin. Teraz nie musimy pokonywać skrzyżowania w bezpośrednim towarzystwie aut, lecz przecinamy jezdnie rowerowymi pasami, które biegną tuż obok przejść dla pieszych, jednak są od tych przejść wyodrębnione. Ruch wszystkich uczestników jest wspomagany sygnalizacją świetlną.

Jazda rowerem po mieście jest dla mnie krańcowo odmiennym doświadczeniem od tego, które odczuwam przemierzając drogi wijące się między wsiami, wśród lasów i pustych przestrzeni. W mieście nieustannie coś się dzieje i dlatego niemalże przez cały czas jazdy należy zachować skupienie i mieć przysłowiowe „oczy wokół głowy”. Poza nim, można sobie pofolgować i łykać kilometry z umysłem puszczonym na bieg jałowy, regenerując się po życiowych szarpankach dnia powszedniego. Oczywiście jestem zwolennikiem tego drugiego stylu jazdy, lecz od czasu do czasu lubię rowerowo zborsuczyć się w miejskim gąszczu.

Dzielnica Pomorzany. Miejsce, które przyjezdnemu mówi wprost: jesteś tutaj obcy, więc zabieraj się stąd, bo zaraz ci mordę skujemy! Nawet w słoneczny dzień środka lata, okolica wydaje się być sponiewierana, niczym szczerbaty menel po całotygodniowej degustacji Amareny. Może nie jest to słynne „Niebko terror”, czyli Niebuszewo, czy też rdzennie nieprzychylny wszelkim przywłokom Gocław, ale dzielnie im sekunduje na szczecińskiej mapie stref o wątpliwej reputacji. Z jednej strony odstręcza, z drugiej zaś przyciąga uwagę swoją aurą postindustrialnego, a wręcz apokaliptycznego upadku. Garbate i dziurawe jezdnie oraz równie niepokorne chodniki nie zachęcają do pokonywania tutejszych ulic na rowerze, lecz mimo wszystko warto się tam udać, gdyż na ścianach tutejszych sfatygowanych budynków można zobaczyć autentyczne perełki street artu. Na zdjęciu ulica Kolumba, będąca z punktu widzenia rowerzysty komunikacyjną katastrofą. Jezdnia jest opanowana przez rozszalałe nierównościami auta, które walczą o dominację z dudniącymi metalicznie na zdewastowanych szynach tramwajami. Z kolei nawierzchnia chodników przywodzi na myśl ruiny Babilonu. Ogólnie, lepiej rower pchać, niż próbować nim jechać i ryzykować w ten sposób skręcenie sobie karku po wywrotce spowodowanej najechaniem na którąś z licznych niespodzianek.

Chcąc odwiedzić jak najwięcej szczecińskich zakamarków, postanowiłem skorzystać z metody wypróbowanej podczas jazdy ulicami Berlina. Pozwoliła mi ona uniknąć nużącego błądzenia w miejskim labiryncie, nadając wędrówce cel i poprzez wzbudzone zaciekawienie, łagodziła znużenie wywoływane wspomnianym powyżej natłokiem niekoniecznie pozytywnych wrażeń, wśród których króluje hałas i smród samochodowych spalin. W internetową wyszukiwarkę wpisałem zapytanie: „Szczecin murale street art” nie oczekując nazbyt wiele, lecz wyniki tego szukania okazały się być zaskakująco obfite.

Pomorzany. Kamienica przy ul. Powstańców Wielkopolskich 44. Obie ściany szczytowe budynku pokryto malowidłami umieszczonymi tutaj z inicjatywy Piotra Pauka – najbardziej charakterystycznego i nad wyraz płodnego przedstawiciela szczecińskiego street artu. Jeżeli będąc w Szczecinie zobaczycie naścienne malowidło z napisem: Fruit of the Lump, to niewątpliwie będziecie mieć do czynienia z jednym z jego dzieł. Pseudonim „Lump” przylgnął do niego 20 lat temu, gdy zaczynał swoją przygodę ze sztuką ulicy i pozostał z nim do dzisiaj. Obecnie w świecie street artu jest to wysoko ceniona marka. Na zdjęciu, dzieło Dimitrisa Taxisa. Urodzonego w Szczecinie Greka, który w wieku trzech lat wyjechał stąd z rodzicami do Grecji i na stałe zamieszkał w Atenach. Na zaproszenie „Lumpa”, Taxis odwiedził Szczecin, a owocem jego pobytu tutaj jest mural „Kolczyki”, przedstawiający kobietę stojącą w pokoju i zakładającą na uszy kolczyki. Mural powstał w ramach projektu: „Niwelacja błędów infrastrukturalnych poprzez sztukę ulicy – Street Art”

Street art, czyli sztuka ulicy, sztuka tworzona w miejscu publicznym, daje twórcom z tego nurtu dużo więcej swobody od innych dziedzin sztuk plastycznych, a z uwagi na rozrzucenie jej efektów po najprzeróżniejszych miejscówkach miejskiej przestrzeni, może zapewnić rowerzyście doskonałą motywację do pokonywania na rowerze wielu kilometrów, napędzając chęć odnalezienia kolejnego z tych dzieł. Wprawdzie nigdy nie zbierałem pokemonów, ganiając po okolicy z telefonem komórkowym, lecz właśnie tak wyobrażam sobie ekscytację wywołaną ową grą. Jak autentyczny zbieracz tych fantastycznych stworzeń, przemierzam na rowerze ulice w poszukiwaniu kolejnych murali. Niekoniecznie w uporządkowany sposób, według z góry ułożonego schematu, jednak odrobina chaosu jeszcze bardziej zwiększa przyjemność tej zabawy. No i pozwala na pokonywanie niemalże bez znużenia naprawdę przyzwoitych dystansów.

Druga ze ścian szczytowych budynku przy ul. Powstańców Wielkopolskich 44. Autorem tego malowidła jest Hiszpan – Zesar Bahamonte. Tytuł, to: „Niepokój”. Zwróćcie uwagę na to, jak krańcowo odmienny jest styl tego artysty w porównaniu ze znajdującą się po drugiej stronie kamienicy pracą Taxisa. Prace obu autorów powstały w ramach tego samego projektu.
Aleja Wyzwolenia w pobliżu centrum miasta. Wrażenia z jazdy nie mają nic wspólnego z „atrakcjami” których możemy zakosztować podróżując ulicą Kolumba na Pomorzanach. Równiutka autostradka rowerowa, odseparowana od ruchu aut. Tak między nami, to jazda tutaj jest tak luksusowa, że aż nieco zawiewa nudą. Okej, żartuję. Widać, że Miasto włożyło sporo wysiłku w stopniową rozbudowę infrastruktury rowerowej, czego przykładem jest ta miejscówka.
Dla kontrastu – jeszcze raz ulica Kolumba. Zauważacie jakieś ułatwienia dla rowerzystów? Nie? I racja. Tutaj nie ma żadnych takich fanaberii. Za to są ciekawe murale. Kamienica przy ulicy Kolumba 68 z obrazem autorstwa Michała Wręgi, pracującego pod pseudonimem artystycznym: Sepe. Jest to kolejne dzieło w ramach projektu: „Niwelacja błędów infrastrukturalnych poprzez sztukę ulicy – Street Art”
Powrót w bardziej cywilizowane rowerowo okolice. Ale mające swoisty smaczek. Trochę ciasno i rowerem możemy jechać pod prąd.
Oznakowanie poziome identyczne z tym, jakie widuję podczas jazdy ulicami Berlina. Nie dziwi mnie to. Przecież Szczecin jest dzielnicą stolicy Niemiec 😛
Ulica Kusocińskiego, na skrzyżowaniu z Sowińskiego. Na pierwszy rzut oka, obraz kompletnie niezrozumiały, lecz przykuwający uwagę. Śpieszę więc z wyjaśnieniem, gdyż jego symbolika ma swoją historię. Patrząc z perspektywy czasu, w 2010 roku polski YouTube przeżywał epokę kamienia łupanego, której szczegóły nikną w mrokach dziejów tego medium. Oprócz pewnych „kwiatków”. Jednym z nich był filmik znany pod tytułem: ale urwał! Nagranie to obrazuje zdarzenie na ulicy Kusocińskiego w Szczecinie, mające miejsce podczas nagłego ataku zimy, tradycyjnie zaskakującego polskich drogowców. W kadrze widać rozpędzające się auta, które dramatycznie próbują pokonać podjazd od ulicy Dąbrowskiego (jezdnia ma w tym miejscu pochyłość 12%). Nic z tego. Samochody zsuwają się po oblodzonej nawierzchni i po kolei walą w bok stojącej na dole taksówki. Urywa się jej przedni zderzak. W tle słychać komentarz: …ale urwał! …ale to było dobre! Filmik zyskał multum wyświetleń i w tamtym okresie stał się jednym z pierwszych fenomenów polskiej wersji YouTube. Widoczny na zdjęciu mural powstał w 10 rocznicę utrwalonej tym nagraniem akcji na ulicy Kusocińskiego. Jego autorem jest wspomniany powyżej „Lump”, czyli szczecinianin – Piotr Pauk. Filmik w dalszym ciągu jest dostępny na YouTube. Wystarczy tam wpisać: „ale urwał”, i możemy zobaczyć ów kawał szczecińskiej historii 🙂
Wpisz w nawigację podróż w nieznane”. Kurczę, ale mam przyjemne ciary, gdy patrzę na to zdjęcie! To właśnie z dworca Szczecin Główny rozpoczynałem wędrówki, które zachęciły mnie do pisania i założenia własnego „pamiętnika” w postaci tego bloga. Czuję, że początek, czyli bardzo udany dla mnie 2016 rok jest bliski i związane z nim wspaniałe przygody są nieustannie świeże, a to już taki szmat czasu! Cieszę się, że dobrze spożytkowałem ten okres i chcę tego więcej 🙂 Autorstwo widocznego na zdjęciu hasła należy do członków Loesje – międzynarodowej organizacji, która za swoje zadanie obrała promowanie wolności słowa i wolności wyrażania opinii poprzez umieszczanie na ścianach i plakatach (za zgodą właścicieli obiektów) krótkich tekstów nakłaniających swoją treścią do zastanowienia. Wykreowana przez tą organizację Loesje (holenderskie imię żeńskie), to fikcyjna postać podpisująca się pod sentencjami autorstwa jej aktywistów. Organizacja powstała w 1983 roku w Arnhem w Holandii i ma swój oddział także w Polsce. Na pracę Loesje po raz pierwszy natknąłem się we wspomnianym 2016 roku. W piękny słoneczny dzień początku września, na ścianie budynku nieopodal dworca Warszawa Wschodnia na tamtejszej Pradze.
Jestem przekonany, że ten mural ma dla mieszkańców Szczecina lekki posmak nostalgii. Obraz przedstawia neon, który był umieszczony na miejscu już nieistniejącym – dawnym budynku Teatru Lalek „Pleciuga”. Neon mocno wrósł w powojenną symbolikę i historię Szczecina. Tak samo, jak i sama „Pleciuga”. Niestety, nie udało się go uratować podczas wyburzania budynku teatru. Teraz neon „wrócił” i znalazł się na nowym gmachu „Pleciugi” przy Placu Teatralnym. Autorem malowidła jest (a jakżeby inaczej) – Piotr Pauk, czyli szczeciński „Lump”.
Obraz wiszący na ścianie mieszkania mojej Sis. Obserwując go miałem intrygujące wrażenie czegoś znajomego. Nieodparcie kojarzył mi się z ulicami Szczecina, które oglądałem z perspektywy rowerowego siodełka podczas moich wymarzonych wakacji w „Krainie Paprykarzu”. Okazało się, że jego autorem jest Piotr Pauk, czyli „Lump”. Wirtuoz szczecińskiego street artu. Taka ciekawostka 🙂

 

Post scriptum

Dwa wakacyjne tygodnie spędzone przeze mnie w Szczecinie zaowocowały tak obfitym materiałem, że nie sposób go zmieścić w jednym wpisie. Jest tego na następny, a może i na kolejny. Z przyjemnością wrócę do tematu za jakiś czas.