Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.
Tove Jansson, Dolina Muminków w listopadzie.
Jesienne Karkonosze przywitały mnie pustymi szlakami, co wydaje się być nieprawdopodobne, gdyż powszechnie uważane są za najczęściej odwiedzane przez turystów góry w Polsce. No cóż, przed godziną siódmą rano w środku tygodnia, to nawet Karkonosze potrafią zaskoczyć nader przyjemnym dla mnie wrażeniem odludzia.
Magicy od prognoz pogody byli konsekwentni co do lampy na niebie, niemniej jednak mocno różnili się w kwestii przewidywania siły wiatru na ten dzień. Jedni określali ją, jako łagodną bryzę, inni zaś sugerowali, że owa bryza może próbować urwać głowę zainteresowanym górskimi spacerami. Miało wiać z południa, dlatego na dole w leżącym po północnej stronie Karpaczu nie sposób było ocenić, ile w tym jesiennym wianiu jest prawdy. Aby to sprawdzić na własnej skórze, raźnie wyruszyłem w kierunku Spalonej Strażnicy.
Październikowe Słońce przypomina tłustego świstaka szykującego się do snu zimowego. Jest leniwe. Wschodzi późno i szybko kładzie się spać, a dzień najczęściej spędza otulone wygodną pierzyną nisko sunących nad ziemią chmur. Lecz gdy postanowi od czasu do czasu rzetelnie popracować, to oferuje niezwykły prezent w postaci swych jesiennych promieni, łagodnie oświetlających pejzaże i wyśmienicie podkreślających intensywne barwy tej pory roku. Najbardziej kolorowe zdjęcia robi się jesienią.
Spaloną Strażnicą nazywa się rozdroże, którym idący z Karpacza wchodzą na główny grzbiet Karkonoszy i stąd mogą już powędrować w kierunku Śnieżki, albo w przeciwną stronę – na punkty widokowe nad Małym oraz Dużym Stawem i dalej. Niedaleko znajduje się szlak wiodący do dużego czeskiego schroniska Lucni Bouda (Łąkowe Schronisko). Po dotarciu do Strażnicy ma się już pewność, co do trafności prognoz pogodowych. Wieje konkretnie, czy raczej jest to przyjemny górski zefirek. Nie wiało, więc nieśpiesznie ruszyłem na południe w kierunku czeskiej granicy i Szpindlerowego Młyna (potocznie: Szpindla) mającego być półmetkiem zaplanowanego przeze mnie spaceru. Dzień zapowiadał się na słoneczny i wypełniony feerią jesiennych kolorów. Z przyjemnością smakowałem widoki.
Post scriptum (czeski statek kosmiczny – drewniany)
Wgramoliwszy się niebieskim ze Szpindla na rozdroże w pobliżu Klinovki, natknąłem się na ustrojstwo, którego przeznaczenia w tym momencie nie skojarzyłem. Na pierwszy rzut oka przypominało międzywymiarowy statek kosmiczny wykonany w utajonej przez Czechów technologii drewna ciętego i wygładzanego 😉 Przyznajcie sami, że toto ma kształt naprawdę fantazyjny. Ogarnąwszy początkowe zaskoczenie tym widokiem zorientowałem się, że wprawdzie nie jest to statek kosmiczny, ale pomysł na skonstruowanie tego czegoś, jest równie genialny, co i w rzeczywistości prosty.
Jest to schron górski w którego przytulnym wnętrzu możemy usiąść, coś przekąsić i wypić, jednocześnie podziwiając widoki i nie martwiąc się ewentualnie niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi na zewnątrz. Jedną ze ścian szczytowych w całości zrobiono z pleksi, co daje możliwość wglądu w ładną panoramę okolic Klinovki. Z tabliczki umocowanej wewnątrz dowiedziałem się, że ten schron zaprojektowali i wykonali studenci praskiego wydziału architektury. Łącznie, takich budowli jest 6 w czeskiej części Karkonoszy.
You must be logged in to post a comment.