Jesień w Karkonoszach

Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.

Tove Jansson, Dolina Muminków w listopadzie.

Jesienne Karkonosze przywitały mnie pustymi szlakami, co wydaje się być nieprawdopodobne, gdyż powszechnie uważane są za najczęściej odwiedzane przez turystów góry w Polsce. No cóż, przed godziną siódmą rano w środku tygodnia, to nawet Karkonosze potrafią zaskoczyć nader przyjemnym dla mnie wrażeniem odludzia.

Mały Staw i schronisko Samotnia o poranku. Miejsce przyciągające setki, jeżeli nie tysiące turystów dziennie. Szczególnie w wakacje i weekendy. Nie dziwi mnie to zainteresowanie, gdyż mamy w tym przypadku do czynienia z lokalizacją o nieprzeciętnej urodzie. Co ważne dla spacerowiczów, z Karpacza tutaj mamy około 5 kilometrów niezbyt forsownego podejścia, a i w kierunku Śnieżki można stąd powędrować.

Magicy od prognoz pogody byli konsekwentni co do lampy na niebie, niemniej jednak mocno różnili się w kwestii przewidywania siły wiatru na ten dzień. Jedni określali ją, jako łagodną bryzę, inni zaś sugerowali, że owa bryza może próbować urwać głowę zainteresowanym górskimi spacerami. Miało wiać z południa, dlatego na dole w leżącym po północnej stronie Karpaczu nie sposób było ocenić, ile w tym jesiennym wianiu jest prawdy. Aby to sprawdzić na własnej skórze, raźnie wyruszyłem w kierunku Spalonej Strażnicy.

Śnieżka z perspektywy czerwonego szlaku wiodącego od schroniska Lucni Bouda do Szpindlerowego Młyna. Z Karpacza tutaj mamy 8 kilometrów w jedną stronę. W pobliżu znajduje się punkt widokowy na Kozich Grzbietach (cz. Kozí hřbety), który w bezchmurne dni daje genialną panoramę na okolice Szpindlerowego Młyna.

Październikowe Słońce przypomina tłustego świstaka szykującego się do snu zimowego. Jest leniwe. Wschodzi późno i szybko kładzie się spać, a dzień najczęściej spędza otulone wygodną pierzyną nisko sunących nad ziemią chmur. Lecz gdy postanowi od czasu do czasu rzetelnie popracować, to oferuje niezwykły prezent w postaci swych jesiennych promieni, łagodnie oświetlających pejzaże i wyśmienicie podkreślających intensywne barwy tej pory roku. Najbardziej kolorowe zdjęcia robi się jesienią.

Krakonoš (1422 m n.p.m.). Szczyt we wschodniej części Kozich Grzbietów. Zorganizowano tutaj punkt widokowy z rozległą panoramą na doliny w których rozrzucony jest Szpindlerowy Młyn oraz na sam ostry grzebień ciągu Kozich Grzbietów (na pierwszym planie, nieco z lewej od patrzącego na zdjęciu). Kozie Grzbiety są wyjątkowe, gdyż tak stromych grani po obu stronach bardzo wąskiego grzbietu nie ma nigdzie indziej w całych Karkonoszach. Stety – niestety, przejście tą granią jest zabronione, gdyż Czesi utworzyli w tym miejscu rezerwat ochrony ścisłej.

Spaloną Strażnicą nazywa się rozdroże, którym idący z Karpacza wchodzą na główny grzbiet Karkonoszy i stąd mogą już powędrować w kierunku Śnieżki, albo w przeciwną stronę – na punkty widokowe nad Małym oraz Dużym Stawem i dalej. Niedaleko znajduje się szlak wiodący do dużego czeskiego schroniska Lucni Bouda (Łąkowe Schronisko). Po dotarciu do Strażnicy ma się już pewność, co do trafności prognoz pogodowych. Wieje konkretnie, czy raczej jest to przyjemny górski zefirek. Nie wiało, więc nieśpiesznie ruszyłem na południe w kierunku czeskiej granicy i Szpindlerowego Młyna (potocznie: Szpindla) mającego być półmetkiem zaplanowanego przeze mnie spaceru. Dzień zapowiadał się na słoneczny i wypełniony feerią jesiennych kolorów. Z przyjemnością smakowałem widoki.

Ruchome schody, którymi można zjechać aż do centrum Szpindla 😉 Czerwony szlak na odcinku Lucni Bouda – Szpindlerowy Młyn jest meeega malowniczy. Patrząc z tej perspektywy po prawej mamy Kozie Grzbiety, z lewej zaś naprawdę strome zbocze, gwałtownie opadające w dolinę o nazwie Dlouhý důl, którą płynie Svatopetrský potok. Widoki są cudowne, niemniej jednak głębia doliny winna być brana pod uwagę przez osoby mające lęk wysokości. Nie, żebym straszył, ale zbocze jest mocno podcięte, a przestrzeń wręcz oszałamia.
Szpindel 🙂 Z Karpacza do centrum tego czeskiego miasteczka jest około 15 kilometrów w jedną stronę, a więc idąc tutaj zaliczamy całkiem przyzwoity spacerek.
Długie przejście niebieskim szlakiem ze Szpindla w kierunku rozdroża nad schroniskiem Klinovka. Ponad siedem i pół kilometra rzetelnego podejścia, które powinno rozgrzać nawet zaprawionych w bojach włóczykijów. Przysłowiowy pot po d@pie płynie, ale za to jakie widoki! 😀
Południowe zbocze Kozich Grzbietów widziane z przeciwległej strony Dlouhego důlu. W tym momencie znajdujemy się w pobliżu wierzchołka o nazwie Stoh (1315 m n.p.m.) i patrzymy w kierunku szlaku, którym kilka godzin wcześniej schodziłem do Szpindla. Również tutaj szlak wiedzie stromym zboczem, a dodatkową atrakcję stanowi wąska ścieżka ograniczona stromizną. W internetach znalazłem opinie, które typowały to miejsce jako najpiękniejszy odcinek w całych Karkonoszach i naprawdę jest w tym sporo racji. Z Karpacza w ten punkt będzie jakieś 18 kilometrów, a więc chcąc tutaj dotrzeć, w tę i z powrotem zalicza się solidną przechadzkę.

Schronisko Výrovka. W tle zbocze Łąkowej Góry (cz. Luční hora), którym wiedzie na północ szlak w kierunku Śnieżki i granicy z Polską. Po drodze można odwiedzić jeszcze schronisko Luční Bouda, przy którym schodziłem przed południem tego dnia na czerwony szlak do Szpindla.
Luční Bouda (w wolnym tłumaczeniu: Łąkowe Schronisko). Obecnie reklamuje się nie jako schronisko, lecz hotel i… browar. Podobno najwyżej położony browar w Europie Środkowej. Znajduje się na wysokości 1410 m n.p.m., co wymagało wprowadzenia pewnych modyfikacji w procesie warzenia, gdyż tutaj, temperatura wrzenia wody jest niższa od tej na poziomie morza i wynosi 94 stopnie Celsjusza. Woda do warzenia piwa jest czerpana z pobliskich źródeł, stanowiących zaczątek biegu Białej Łaby. W oddali na drugim planie – Jelenia Góra.
Śnieżka w promieniach zachodzącego jesiennego Słońca. Z lewej u jej podnóża – schronisko Dom Śląski.
Wspaniała jesienna wędrówka, którą zaspokoiłem od dawna tlące się we mnie pragnienie zobaczenia Karkonoszy w barwach tej pory roku. Zwykle bywało bowiem tak, że te najbliższe mi góry skrywały swoją jesienną urodę we mgle i obłokach, a tutaj takie obrazy! Jestem przeszczęśliwy. Serio. Ogromnym plusem jest również sama obrana przeze mnie trasa, która okazała się być ciekawa topograficznie i prześliczna widokowo. Oj, chyba się przechwalam 😉 Ale to tak z radości.

 

Post scriptum (czeski statek kosmiczny – drewniany)

Wgramoliwszy się niebieskim ze Szpindla na rozdroże w pobliżu Klinovki, natknąłem się na ustrojstwo, którego przeznaczenia w tym momencie nie skojarzyłem. Na pierwszy rzut oka przypominało międzywymiarowy statek kosmiczny wykonany w utajonej przez Czechów technologii drewna ciętego i wygładzanego 😉 Przyznajcie sami, że toto ma kształt naprawdę fantazyjny. Ogarnąwszy początkowe zaskoczenie tym widokiem zorientowałem się, że wprawdzie nie jest to statek kosmiczny, ale pomysł na skonstruowanie tego czegoś, jest równie genialny, co i w rzeczywistości prosty.

Jest to schron górski w którego przytulnym wnętrzu możemy usiąść, coś przekąsić i wypić, jednocześnie podziwiając widoki i nie martwiąc się ewentualnie niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi na zewnątrz. Jedną ze ścian szczytowych w całości zrobiono z pleksi, co daje możliwość wglądu w ładną panoramę okolic Klinovki. Z tabliczki umocowanej wewnątrz dowiedziałem się, że ten schron zaprojektowali i wykonali studenci praskiego wydziału architektury. Łącznie, takich budowli jest 6 w czeskiej części Karkonoszy.

 

Do następnego, kochane Karkonosze!