
Przedpołudnie końca lipca 2017 roku wionęło na kijowskim lotnisku Boryspol suchym kontynentalnym upałem. Dla mnie była to już druga wizyta w tym miejscu na przestrzeni roku, jednak obecna znacząco różniła się od poprzedniej, przypominającej jazdę zwariowaną kolejką górską bez trzymanki. Można powiedzieć, że teraz było wręcz nudnawo, gdyż z Warszawy dotarłem tutaj w licznej ekipie, a ukraińskie linie lotnicze (UIA) wzorcowo wywiązywały się z realizowania planu naszej podróży na gruziński Kazbek. Minionego lata wylądowałem tutaj sam i nie dość, że Ukraińcy odwołali mój lot do Teheranu, to w dodatku zafundowali mi podróż w odwrotnym kierunku. Na Białoruś, do Mińska. Nie ma co, było ciekawie.

Boryspol nie jest szczególnie dużym lotniskiem, dlatego posiada ograniczoną liczbę atrakcji umilających wielogodzinne oczekiwanie na przesiadkę. Oczywiście, są tutaj restauracje, kawiarnie i zwyczajowe w takich miejscach sklepy wolnocłowe, jednak większość czasu spędza się w hali odlotów. Na piętrze, gdy samolot ma być podstawiony do rękawa. Na parterze zaś, gdy trzeba skorzystać z autobusu, albo zrobić trasę do samolotu pieszo po płycie lotniska.

Rok wcześniej wszystko odbywało się w biegu, dlatego nie było czasu na zwiedzanie kijowskiego portu lotniczego. Czekając na przesiadkę do Tbilisi, tym razem skorzystałem z nadarzającej się okazji do bardziej szczegółowego obejrzenia wnętrza budynku. Co od razu rzucało się w oczy, to rozmieszczona po całej hali ekspozycja przedstawiająca interpretacje znanych na całym świecie obrazów równie słynnych autorów.

Szybko dotarło do mnie, iż właśnie w ten sposób Ukraińcy chcą przypomnieć światu o wojnie wywołanej przez putinowską Rosję już w 2014 roku, a o której w 2017 roku ten właśnie świat zdawał się już w ogóle zapomnieć. Wprawdzie niezbyt duży, Boryspol stanowi istotny węzeł komunikacyjny w podróżach mieszkańców Unii Europejskiej na wschód, chociażby na wakacje w Gruzji. Przez to miejsce przewijają się tysiące obcokrajowców, więc pewnie liczono, że owa nieco obrazoburcza i nasycona ukraińskim patriotyzmem ekspozycja zwróci czyjąś uwagę. Nakłoni do zastanowienia się nad już wówczas trudną sytuacją Ukrainy. Szczerze powiedziawszy, to nie zauważyłem, aby ktoś z hałaśliwego i kolorowego tłumu turystów (w tym Polaków), chociażby na chwilę przystanął przed tymi wyrazistymi obrazami.
Od tamtego momentu minęło niemalże pięć lat. Lotnisko Boryspol zostało zrujnowane przez putinowskich agresorów. Ukraińcy w sposób heroiczny bronią się przed kolejnymi barbarzyńskimi atakami najeźdźców sterowanych bezwzględną, kremlowską polityką. W tak zwanym świecie zachodu pojawiają się głosy nawołujące do pomagania Ukraińcom w tej walce, bo przecież oni biją się również o naszą wolność. Ale zaraz, zaraz… Dlaczego dopiero teraz zauważono zagrożenie? Teraz, gdy wróg stoi u naszych bram i przed pójściem dalej powstrzymują go umierający w niemalże beznadziejnej walce Ukraińcy? Jesteśmy jak te tłuste koty, które ocknęły się z błogiego letargu i okazały pewne zainteresowanie awanturą powstałą tuż za drzwiami naszego bezpiecznego azylu. Ciekawe, na jak długo wystarczy nam tego wymuszonego okolicznościami zainteresowania? Czy stać nas na coś więcej? Niestety, pewnie będzie tak, że wkrótce owa ekscytacja wygaśnie i skupimy się na własnych problemach. Problemach tłustych, rozleniwionych względnym dobrobytem kotów. A wtedy, za jakiś czas, nagle mogą pęknąć drzwi naszego bezpiecznego azylu i do środka wpadnie sfora obdartych i wychudzonych, lecz wściekłych i głodnych psów Putina. Wówczas biada tłustym kotom. Obym się mylił.
You must be logged in to post a comment.