Potrójna Korona (Wałbrzych)

Wałbrzych Śródmieście, ulica Moniuszki. Strzelista wieża na wprost, to element neogotyckiej Kolegiaty Najświętszej Maryi Panny Bolesnej i Aniołów Stróżów. Budowla nie jest szczególnie wiekowa, bowiem powstała w latach 1898 – 1904. Wałbrzyskie Śródmieście ma właśnie taką, ciasną zabudowę z wąskimi uliczkami. Fasady większości kamieniec są odnowione i nawet w ponury deszczowy dzień wygląda to dobrze. Niemniej jednak dla przyjezdnego od razu jest zauważalna pewna istotna cecha tego miejsca. Wydaje się być opustoszałe. Ludzi niewielu, ruch aut śladowy. Co i rusz nagie witryny pustych lokali usługowych. Taki skansen bez odwiedzających.

– Jak to jest z tą waszą rejestracją na autach? – pytam miejscowego z którym od dłuższego czasu maszeruję w peletonie wałbrzyskiej Potrójnej Korony. – Mam na myśli litery DB – dodaję po chwili. – U mnie jest to czytelne. ZMY, a więc „Z”, jak Zachodniopomorskie, a „MY”, czyli Myślibórz. Ale DB? Rozumiem „D”, bo to Dolnośląskie, ale „B”, że niby jak Wałbrzych? Tamten się uśmiecha. – To proste – stwierdza – DB, to skrót od „Dolina Biedy”.    

Wałbrzyski Rynek.

Dotychczas z Wałbrzychem nie było mi po drodze, a przecież jest to miasto niezbyt odległe od moich ukochanych Karkonoszy. Być może wpływ na to miały opowieści G. w towarzystwie którego rozpoczynałem intensywne eksplorowanie karkonoskich szlaków, a i nie bez znaczenia dla mojego postrzegania tej miejscowości pozostał obraz wałbrzyskich „biedaszybów” pokazywanych w ówczesnej telewizji.

Wilki autorstwa Domicelli Bożekowskiej (1979). Rzeźba stanowi element utworzonej w latach 70-tych XX wieku Wałbrzyskiej Galerii Rzeźby Plenerowej. W tamtym czasie w mieście żyło się dostatnio (pracujące kopalnie i koksownie), co sprzyjało rozwojowi kultury. Zapraszano artystów, którzy swoimi dziełami wzbogacali rozwijającą się wałbrzyską Galerię. Wyglądało to tak, że w różnych zakątkach miasta rozmieszczano rzeźby na wolnym powietrzu, dlatego ową Galerię z czystym sumieniem można było nazywać „plenerową”. W szczycie swojej świetności Galeria liczyła ponad 60 rzeźb. Wraz z upadkiem tutejszego przemysłu wydobywczego, podupadła Galeria. Od 2012 roku tutejsze muzeum czyni starania w kierunku przywrócenia dawnej świetności Galerii. Część z rzeźb przeniesiono, czego przykładem są Wilki. Pierwotnie znajdowały się w wałbrzyskiej dzielnicy Rusinowa, a obecnie możemy je zobaczyć (i wiele innych rzeźb) w ogrodzie Muzeum Porcelany (Wałbrzych Śródmieście).

W opowieściach snutych przez G. podczas naszych karkonoskich wędrówek, Wałbrzych jawił się ponuro i groźnie, a obrazy w telewizji ukazywały dramaty mieszkańców tego miasta, których doświadczyli na przełomie wieków (koniec lat dziewięćdziesiątych i początek dwutysięcznych). Wprawdzie na nadal dostępnych na YouTube filmach z chociażby lat 70-tych, Wałbrzych nie grzeszy urodą, ale wtedy przynajmniej ludzie mieli tam pracę. Z kopalni wywożono masy czarnego urobku, a kominy koksowni zasnuwały okolicę równie czarnym dymem. Brzydko, ale nie głodno. Mając wybór, chyba lepiej umrzeć na pylicę, niż z głodu.

Dom pod Kotwicą (Ankerhaus) na wałbrzyskim Rynku. Co kotwica może mieć wspólnego z Wałbrzychem? Przecież do najbliższego morza jest około 400 kilometrów, a przez miasto nie przepływa żadna znacząca rzeka. Wbrew pozorom, zamorskie podróże niegdyś nie były obce tutejszym mieszkańcom, bowiem znajdował się tutaj całkiem spory ośrodek kupiecki specjalizujący się w handlu płótnem. Również tzw. handlem zamorskim. Budowę kamienicy ukończono w 1799 roku, a dla podkreślenia międzynarodowego charakteru wałbrzyskiego handlu, jej ówczesny właściciel umieścił na niej ową kotwicę. Niby Wałbrzych, a zamorsko i egzotycznie tak jakoś 😉

Na przełomie wieków kopalnie upadły i zamknięto koksownie. Wałbrzyszanie pozostali z niczym. Pamiętać należy, że wtedy nie było w Polsce obecnego socjalu, a ogólna sytuacja gospodarcza wyglądał tragicznie. Nawet w moim rejonie bezrobocie sięgało 35%. Biedy sam doświadczyłem na własnej skórze, kiedy to po ukończonych studiach stałem się bezrobotnym magistrem, ale mimo wszystko nie było tak źle, jak w Wałbrzychu i jego okolicach. W Wałbrzychu dosłownie można było umrzeć z głodu.

Rzeźba umieszona w rogu budynku na skrzyżowaniu ulic Sienkiewicza i Kościuszki (Rynek). Jak dla mnie, dzieło co najmniej dwuznaczne. Tutaj od razu nasuwa się pytanie: co autor miał na myśli? Posągowy młodzieniec o znaczącym spojrzeniu trzymający płomień w płytkim naczyniu. Ciekawe, co on ma na głowie? Jakieś skojarzenia? Ja mam jedno – Niosący Światło. Imię jego – Lucyfer. Wpiszcie w necie hasło „niosący światło”, a przekonacie się sami.

Otoczenie Wałbrzycha jest górzyste i są to góry bardzo stare. Stare, jak węgiel kamienny, którego złoża podchodzą tuż pod powierzchnię ziemi. Bierzesz szpadel, kopiesz raz i… wydobywasz węgiel. Po zamknięciu kopalni i utracie jedynego źródła utrzymania, byli górnicy zaczęli wydobywać węgiel samodzielnie, właśnie z takich płytkich złóż. To wtedy rozpowszechniło się pojęcie „biedaszybów”. Czyli takich prowizorycznie zabezpieczonych dziur w ziemi z których bezrobotni górnicy kopali węgiel na sprzedaż po to, aby kupić jedzenie dla swoich rodzin. Zdarzało się, że taka podparta kołkami dziura waliła się odbierając życie kopiącym, co przyciągało służby. Na przykład Policję, czy Straż Miejską, które karami usiłowały przegonić kopiących. To była dramatyczna groteska; z jednej strony Państwo niejako skazywało tych ludzi na totalną biedę i głód, a z drugiej strony chciało ich karać za to, że własnym staraniem, przynajmniej nie chcieli oni być głodni. Obrazowo ujmując: Dolina Biedy.

Kilkadziesiąt metrów od posągowego młodzieńca niosącego światło, w zaułku przy ulicy Kościuszki 11a u szczytu fasady zaniedbanej kamienicy siedzi Chrystus Frasobliwy, zamartwiający się losem ludzkości. Zestawienie tych dwóch rzeźb daje interesujący kontrast. Młodzieniec – czysty, elegancki, umieszczony w eksponowanym miejscu wałbrzyskiego Rynku. Chrystus – obsrany przez gołębie, pokryty pyłem pamiętającym dawne kopalnie i koksownie. Zapomniany siedzi w śmierdzącym stęchlizną zakątku po którym przechadzają się szczury. Serio, robiąc te zdjęcie musiałem uważać gdzie stawiam stopy tak, aby nie nadepnąć na jakiegoś ogoniastego jegomościa zajętego załatwieniem własnych ważnych spraw.

Do Wałbrzycha przyjechałem w celu zaspokojenia stale tlącej się we mnie potrzeby górskiej wędrówki. Tak, do Wałbrzycha jedzie się w góry. One są tutaj wszędzie wokół. Wychodzisz z miasta prosto pod górę. Wzniesienia nie są szczególnie wybitne, ale za to mają imponująco strome podejścia. Takie, co to w dużej  mierze robi się z „napędem na cztery”. Na początku tego roku wypatrzyłem w necie cykl długodystansowych imprez górskich o intrygującej nazwie: Potrójna Korona i właśnie w okolicach Wałbrzycha odbywa się jedno z serii wydarzeń owej Potrójnej Korony.

I jakie wrażenia z obecnego Wałbrzycha? Bardzo dobre! Jeżeli chodzi o okoliczne góry, to sponiewierałem się w nich naprawdę rzetelnie (wałbrzyską Potrójną Koronę opiszę w kolejnym wpisie). Co do samego miasta, to przeszło ono i nadal przechodzi wiele zmian w znaczeniu pozytywnym. Owszem, wcale nie trzeba daleko szukać starego Wałbrzycha, jednak wjeżdżając po raz pierwszy do tego miasta wcale nie ma się chęci jego natychmiastowego opuszczenia. Wręcz przeciwnie, całkiem przyzwoite nawierzchnie miejskich dróg i ogarnięte fasady kamienic w centrum, zachęcają do myszkowania po Wałbrzychu. Od razu widać, że tutejsi autentycznie starają się poprawić wizerunek miasta i to się im udaje. Przykładem efektywności tych starań jest tzw. Stara Kopalnia, która w tym roku gościła Potrójną Koronę jako baza tej imprezy. Tutaj widać masę pracy i środków włożonych w renowację tej lokalizacji, a efekt jest wyśmienity. Będąc w Wałbrzychu, koniecznie odwiedźcie Starą Kopalnię.

„Stara Kopalnia” w Wałbrzychu, tegoroczna baza Potrójnej Korony Wałbrzyskiej. Na zdjęciu widać niewielki fragment obiektu, bowiem jest to rozległy kompleks budynków niegdysiejszej kopalni „Julia”. Całość została pieczołowicie odrestaurowana w nowoczesnym stylu. Muzeum, centrum wystawowe, miejsce spotkań kulturalnych i biznesowych.
Najwyższe wzniesienie na wprost, to górujący nad Wałbrzychem Chełmiec (851 m n.p.m.). Akurat od tej strony widoczne u jego podnóża zabudowania, to nie sam Wałbrzych, ale przyklejony do niego Boguszów-Gorce. Tak jak Szczawno-Zdrój, Boguszów-Gorce zlało się z Wałbrzychem w jeden kompleks miejski. Co do samego Chełmca, to wprawdzie nie widać tego na tym zdjęciu, ale zejście z niego niebieskim szlakiem do wałbrzyskiej dzielnicy Biały Kamień było w tym roku jednym z najbardziej wymagających na trasie Potrójnej Korony.
Burgerownia na ulicy Generała Józefa Zajączka w Wałbrzychu. Polecany przez miejscowych punkt, który po prostu trzeba odwiedzić i spróbować serwowanych tutaj hamburgerów. Tak dobrych, to ja nigdy nie jadłem. Pełne autentycznego smaku, wielopiętrowe kompozycje, które dobrze jest spuentować wyśmienicie wysmażonymi frytkami. Mega bomba kaloryczna, której skonsumowanie nie wzbudza poczucia winy zrujnowaniem wypracowanej w pocie czoła diety 😀