Potrójna Korona

Niewątpliwym atutem długich górskich wędrówek jest możliwość doświadczenia naturalnego kalejdoskopu zmieniających się warunków pogodowych. Gdy idzie się przez całą dobę, to Matka Natura potrafi zapewnić całą masę atrakcji. Na przykład może być sielankowo, jak na powyższym zdjęciu. W takich warunkach impreza sprowadza się do rekreacyjnego spaceru podczas którego zawiera się nowe znajomości i słucha spontanicznie opowiadanych przez uczestników historii z życia i z górskich przygód wziętych. Na zdjęciu: zbocza Klasztorzyska, 631 m n.p.m., Góry Czarne stanowiące część Gór Wałbrzyskich, początek czerwca 2024.

W internety wpisujemy zapytanie: co daje spacerowanie? Przykładowa odpowiedź: „spacerowanie poprawia działanie układu krążenia, wzmacnia kości, pomaga w redukcji tkanki tłuszczowej, a także zwiększa siłę i wytrzymałość mięśni”. Brzmi całkiem zachęcająco, czyż nie? Osobiście staram się jak najwięcej z dostępnego mi wolnego czasu poświęcać przyjemności spacerowania, a że z dawnych, dobrych dni pozostała mi w dalszym ciągu przyzwoita kondycja fizyczna, to staram się ją wykorzystywać do przechodzenia większych dystansów. Kiedyś była to rywalizacja w maratonach o ekstremalnym charakterze, a obecnie są to długie wędrówki połączone z poznawaniem nowych ludzi i zawieraniem ciekawych znajomości.

Ale może być też mniej sympatycznie, lecz przez to bardziej emocjonująco. Całonocny spacer po mokrym śniegu w porywach zimnego, wilgotnego wiatru. Co ciekawe, wędrówka w takich warunkach wcale nie przeszkadza w pogadankach z uczestnikami i nie gasi entuzjazmu przygody. Na zdjęciu: Zieleniec, Góry Orlickie, druga połowa kwietnia 2024. Różnica czasowa pomiędzy tym zdjęciem, a zdjęciem u samej góry wpisu, to zaledwie 6 tygodni. Potrójną Koronę Orlicką przebrnęliśmy w chłodzie, deszczu przemieszanym ze śniegiem i w błocie, natomiast wałbrzyską edycję spędzaliśmy w warunkach letniego pikniku.

Jakiś czas temu, przeglądając kalendarz górskich maratonów natknąłem się na imprezę, której idea już na pierwszy rzut oka pasowała do moich aktualnych potrzeb. Przede wszystkim, obecnie w ogóle nie przemawia do mnie niegdysiejsza potrzeba rywalizacji. Pozostała natomiast chęć potwierdzania własnych możliwości fizycznych. Wszak z czasem nie młodnieję, dlatego upewniam się, że w dalszym ciągu „mogę”.

Na zdjęciu start Potrójnej Korony Orlickiej w miejscowości Poręba. Druga połowa kwietnia 2024. O ile na starcie rzetelnie lał deszcz, to zaledwie 6 kilometrów dalej i kilkaset metrów wyżej na szczycie Jagodnej (Góry Bystrzyckie) solidnie wiało i walił mokry śnieg. I tak przez całą noc na zmianę. Na dole deszcz i błoto, a na górze śnieg i… błoto. Przednia zabawa 🙂

Potrójna Korona jest rozgrywanym na przestrzeni roku cyklem 4 imprez o charakterze górskich maratonów, jednak pozbawionych elementu rywalizacji. Uczestnicy mają do przejścia dystans około 80 – 85 kilometrów w określonym limicie czasu (24-28 godzin) i to wszystko. Tak jak w maratonach na orientację mamy do zaliczenia punkty kontrolne, jednak ich położenie jest znane przed startem, a organizatorzy udostępniają na stronie wydarzenia tzw. track  (zapisany ślad przejścia całej trasy), który można wrzucić do telefonu lub odbiornika GPS i na tej podstawie przejść cały dystans jak po przysłowiowym sznurku.

Polana w Rusinowej. Nie mylić z Rusinową Polaną. Ta na zdjęciu, to polana w parku w wałbrzyskiej dzielnicy Rusinowa. Z kolei Rusinowa Polana, to ikoniczne miejsce w polskich Tatrach z rozległym widokiem na Tatry Wysokie. Piknik na wałbrzyskiej Rusinowej przed startem czerwcowej Potrójnej Korony. Stąd do mety mamy 85 kilometrów rzetelnego spaceru.

Dbałość organizatorów Potrójnej Korony o uczestników jest wzorcowa. Szczerze powiedziawszy, to przez lata mojej radosnej poniewierki na trasach najprzeróżniejszych imprez długodystansowych nie zetknąłem się z takimi „luksusami”, jakie są zapewnione na Potrójnej Koronie. Przede wszystkim mam tutaj na myśli zaprowiantowanie. Średnio na co drugim punkcie kontrolnym mamy do dyspozycji płyny, w tym izotonik, gorącą herbatę i kawę oraz wrzątek, o wodzie nie wspomnę. Są kanapki i przekąski, a na mecie dostajemy suty gorący posiłek. Jeżeli chodzi o jedzenie, to do wyboru mamy wariant wege i mięsny. Kto chociaż raz spróbował długiej wędrówki po górach, ten dobrze wie, jak z każdym kilometrem potrafi „zwiększać się” waga każdego kilograma niesionej w plecaku wałówki.

Cechą charakterystyczną wszystkich imprez z cyklu Potrójnej Korony jest późny start. Dla Orlickiej, Wałbrzyskiej i Beskidzkiej jest to godzina 20.00. Dla ostatniej w roku Śnieżnickiej, jest to aż godzina 22.00. Latem na starcie możemy spodziewać się takich oto idyllicznych obrazków, jadnak późną jesienią przy starcie o 22 adrenalina jest gwarantowana 😉

Umiarkowany dystans wędrówki nie wypruwa z sił, które przed lub po tym rzetelnym spacerze można spożytkować na zwiedzanie okolicy, a ta jest nader ciekawa. Trasy trzech imprez z cyklu są poprowadzone na szeroko pojętym terenie Kotliny Kłodzkiej, a jedną umiejscowiono na Śląsku w Beskidzie Żywieckim. Na chwilę obecną uczestniczyłem w dwóch z nich (Orlickiej oraz Wałbrzyskiej) i przy okazji obydwu udało mi się dodatkowo odwiedzić miejscówki, których tak sam z siebie pewnie nigdy bym nie zobaczył.

Tutaj link do strony Potrójnej Korony (link)

Maksymalna ilość uczestników na trasie Potrójnej Korony to 600 osób. Regułą jest wyczerpanie tego limitu w krótkim czasie od rozpoczęcia internetowej rejestracji. Na zdjęciu fragment rozciągniętego peletonu nad ranem w krótką czerwcową noc.
Gdzieś na szlaku na obrzeżach Wałbrzycha. Tutejsze góry nie imponują wysokością, jednak ich niewątpliwym turystycznym atutem są liczne bardzo strome podejścia i zejścia. Przodują w tym szlaki wiodące na Borową, Waligórę, czy na wprost przylegający do granic miasta Chełmiec. Trasa wałbrzyskiej edycji Potrójnej Korony została poprowadzona tak, żeby jej uczestnicy mogli zakosztować tych trzech podejść i zejść, jak i szeregu pomniejszych. Wierzcie mi, że po przejściu 50 kilometrów, wgramolenie się na kolejną taką stromiznę potrafi zapewnić niezapomniane doznania, a do mety nadal daleko.
Wieża widokowa na Borowej.
Ten pagórek na wprost, to Waligóra. Jest to najwyższy szczyt Gór Kamiennych (936 m n.p.m.) i należy do tzw. Korony Gór Polskich. Owszem, na tym zdjęciu wygląda niczym zabawny kopiec kreta, ale oferuje jedno z najbardziej zuchwałych podejść w całych polskich Sudetach. Całe podejście (żółty szlak) w dystansie ma zaledwie 300 metrów, jadnak na tak krótkim odcinku mamy aż 119 metrów w górę. Moim zdaniem wypoczęty piechur może to zrobić w mniej, niż 15 minut, ale płonące mięśnie w nogach ma gwarantowane 😀
Schronisko Andrzejówka u podnóża Waligóry. Miejscówka cieszy się bardzo dobrymi opiniami, jadnak tym razem nie udało mi się sprawdzić tego osobiście. Dla mnie był to tylko krótki postój na 55 kilometrze marszu przed gramoleniem się na Waligórę. Z Wałbrzycha w okolice schroniska można dojechać autobusem komunikacji miejskiej linii nr 12 (do pętli Rybnica Leśna – Andrzejówka), jak i autem (parking tuż przy schronisku).
Również takie przekąski zapewniają uczestnikom organizatorzy na trasie. Piwko w tle, to bezalkoholowa Miłosław IPA z Browaru Fortuna. Browar jest jednym ze sponsorów Potrójnej Korony. Moim zdaniem, ta IPA jest jednym z najsmaczniejszych warzonych w Polsce piw bezalkoholowych. Wśród terenowych harpaganów krąży opinia, że bezalkoholowe piwo jest bardzo dobrym izotonikiem przy dużym wysiłku na trasie, więc warto spróbować. Szczególnie polecam właśnie Miłosław IPA w Browaru Fortuna, gdyż miałem z nim do czynienia wielokrotnie na moich eskapadach. Pyszności 🙂
Na szczycie Wielkiej Sowy (1015 m n.p.m.) o godzinie 2 w nocy.
Trasa i statystyki moich wałbrzyskich peregrynacji. Spacer ukończyłem w 19 godzin i 55 minut, ale zapomniałem wyłączyć zapis i doliczyła się biesiada na mecie oraz drzemka w aucie 😀